AKTUALNOŚCI        TURNIEJE        RANKING        LIGI        OBRAZKI        KONTAKT
 <<<  10  11  12  13  14  15  16  17  18  19  20  21  22  23  24  25  26  27  28   >>> 
V TURNIEJ TENISOWY OSTRZYCE 2005
Radunia przy młynie
Oddaję w ręce szanownych zainteresowanych czytelników pierwszy numer internetowego "Biuletynu tenisowego". Zgodnie z Waszą wolą może się on przekształcić w wydawnictwo mniej lub bardziej cykliczne.

Jubileuszowy - piąty - turniej tenisowy towarzystwa wzajemnej sportowej adoracji wraz z rodzinami odbył się w granicach malowniczego Kaszubskiego Parku Krajobrazowego, w zasadzie w jednej miejscowości, konkretnie - Ostrzycach, w 2005 roku, w maju, w pierwszej połowie miesiąca, dokładnie między 13 a 15 dniem.
Pierwszy dzień - piątek - przebiegł zgodnie ze ściśle określonym harmonogramem. Zawodnicy, w liczbie czterech, stawili się około godziny 11 w znanym z poprzednich wypadów ośrodku "Zielony Młyn". Po określeniu warunków meteorologicznych i rokowań na przyszłość dokonano zakwaterowania uczestników. Pierwsze dwie rundy turniejowe potwierdziły wiosenną formę zawodników i nie przyniosły sensacyjnych rozstrzygnięć. Można stwierdzić, że przygotowanie uczestników do gier polegało głównie na uzbrojeniu rakiet w nowe naciągi. Po dwóch meczach nie doznali smaku porażki koledzy Marek i Krzysiek.
Krzysiek i Marek
Mistrz debla - Rysiu
Potem dokonano niezbędnych czynności związanych z zapewnieniem jadła i napitku oraz rekonesansu ośrodka "Eldorado", który miał być bazą w drugim dniu. Trzecia runda pojedynków potwierdziła braki kondycyjne. Po rozegraniu meczów turniejowych doszło do pojedynków deblowych, które spowodowały metamorfozę u niektórych zawodników - na plus u kolegi Rysia, którego później okrzyknięto spontanicznie "deblistą turnieju". Składy drużyn deblowych ustaliły się spontanicznie na podstawie preferencji kulinarnych przy obiedzie w zajeździe "Jezioranka". Od tego momentu mówi się o drużynach "Żurków" (Rysiu i Mariusz) i "Barszczyków" (Krzysiek i Marek). W Ostrzycach "Żurki" były górą.
Wieczór upłynął na "lizaniu ran", uzupełnianiu węglowodanów i elektrolitów. Kiełbaski z rożna (celowo opuściłem obrzydliwe wręcz anglosaskie określenie "grill") jak zwykle smakowały wyjątkowo. Szum przepływającej tuż obok rzeczki koił skołatane życiem i turniejem nerwy oraz członki. Rozluźnieniu jednych i drugich posłużyło pobieranie rozsądnych dawek płynów energetycznych (rozgrzewających). Było to niezbędne, gdyż po ciepłym dniu wieczór był chłodny (po zmroku wręcz zimny), co zmusiło do przeniesienia dyskusji plenerowych do zielonego budynku, gdzie przebywali już uczestnicy dorocznego spotkania miłośników kaktusów.
Korty i mekka 'kaktusiarzy'
Smecz Jurka
Poranek dnia drugiego uświadomił jedno: kondycja jest bardzo ważna. Czas przechodzenia ze stanu snu do stanu permanentnej gotowości do gry był dla każdego sprawą bardzo indywidualną. Sobotni poranek poza słońcem zaskoczył wczesnym, jak na jego możliwości, przyjazdem kolegi Jurka - etatowego "czarnego konia turnieju", który niestety nie dał rady przybyć na pierwszy dzień zmagań. W związku z powyższym turniej przybrał nieco zmodyfikowaną formę. Było kilka propozycji włączenia kolegi do punktowanych gier. Najciekawsze, to: gra ze zwycięzcą gier sobotnich - Markiem o pierwsze miejsce (upadła ze względu na zbyt mały wkład fizyczny w ewentualne zwycięstwo "spóźnialskiego"), metoda "wspinania się po szczeblach" tzn. Jurek miał grać po kolei z zajmującymi miejsca od 4-go do 1-go do pierwszej porażki (co miało określić jego miejsce w szeregu). Wyniki zmagań zostaną przedstawione na końcu.
Około południa dojechała "część rodzinna" wypadu sportowo-rekreacyjnego (rodzina Przechlewskich - Ewa i Czarek z dziećmi oraz Bogna Pinker z córką). Po południu miejsce biwakowania zostało przeniesione do ośrodka Eldorado - charakteryzującego się dobrą infrastrukturą sportowo - mieszkalno - wypoczynkową. Poza meczami tenisowymi odbył się mecz piłkarski (wyniku nie pamiętam) oraz rzuty do kosza. Przerywnikiem było obejrzenie w telewizorze drugiego meczu finałowego Prokom - Anwil (wyniku też nie pamiętam). Wieczór upłynął na spotkaniu gastronomiczno - muzycznym nad brzegiem jeziora. Pochłanianiu specjałów kulinarnych towarzyszyły dźwięki nowej gitary Czarka, wspomaganej głosami innych ...
Przyjaciele
Niedziela przywitała wszystkich chłodem i deszczem. Co prawda uniemożliwiło to rozgrywki sportowe, lecz czas spędzony z przyjaciółmi nigdy nie jest stracony.

Wyniki:

W głębi - Mariusz

© 2005 Krzysztof Bukowiecki